W 1903 roku niechętny modernistom “Kurier Teatralny” rozpisał ankietę o ocenie utworów dramatycznych “młodzieży pesymistyczno-zmysłowej” — a chodziło głównie o popularnego wtedy Stanisława Przybyszewskiego. Odpowiedział m.in. Henryk Sienkiewicz słynnym już swoim listem o “rui i porubstwie”. Tak rozpętała się głośna (i właściwie tląca się i do dzisiaj!) awantura o Sienkiewicza, którego od razu zaatakowali wtedy, z najróżniejszych pozycji, m.in. Stanisław Brzozowski i Wacław Nałkowski.
W obronie autora Trylogii stanął publicysta “Kuriera Warszawskiego”, Władysław Rabski, którego felieton — jak pisze Roman Taborski — “wywołał całą polemiczną lawinę”. Odpowiadali m.in. Brzozowski, Nałkowski, redaktor “Głosu” Jan Władysław Dawid. Przybyszewski napisał wprost do Sienkiewicza, czy się z Rabskim zgadza. Sienkiewicz nie odpowiedział. Dalsza polemika antysienkiewiczowska — o której zresztą na pewno jeszcze coś się na blogu znajdzie — publikowana była w dużej części właśnie w “Głosie” Dawida.
Roman Taborski, Życie literackie młodopolskiej Warszawy:
Reakcją Rabskiego na stanowisko “Głosu” wobec jego felietonów było… spoliczkowanie Dawida dnia 15 kwietnia w jednej z kawiarni przy Krakowskim Przedmieściu. Ten swoisty argument dyskusyjny wywołał dalsze reperkusje prasowe. W “Kurierze Porannym” ukazał się Protest przeciwko postępowaniu Rabskiego, podpisany przez dwunastu pisarzy, m.in. przez Wacława Nałkowskiego, Stanisława Brzozowskiego, Stanisława Przybyszewskiego i Jana Stena, natomiast Rabski zamieścił w “Kurierze Warszawskim” zatytułowany W obronie własnej. W liście tym, pełnym obelg pod adresem Brzozowskiego, Nałkowskiego i Przybyszewskiego, spoliczkowanie Dawida uzasadniał koniecznością obrony swego honoru […].
Szczególnie zaś wzruszył mnie — donosił z dumą Rabski — jeden z najznakomitszych historyków naszych, który w redakcji “Kuriera” wprost oświadczył: “Nie dziwię się wcale temu, co się stało, dziwię się tylko, że Rabski własnoręcznie taką operację wykonał”. Skłoniłem głowę i odpowiedziałem: “Miałem rękawiczkę”.
Przeciwko temu osobliwemu wystąpieniu zaprotestowali w “Głosie”: Dawid, Nałkowski, Grzegorz Glass i Przybyszewski […].
04
III
2014
#Wladyslaw Rabski
#Henryk Sienkiewicz
#Jan Wladyslaw Dawid
#Roman Taborski
#Waclaw Nalkowski
#Stanislaw Brzozowski
#Stanislaw Przybyszewski
Jak pisze Roman Taborski w swojej pełnej świetnych anegdot książce Życie literackie młodopolskiej Warszawy:
W warszawskim środowisku literackim zrodziło się podejrzenie, że niektórzy wydawcy w celu zwiększenia dochodów nadbijają znaczną liczbę egzemplarzy wydawanych książek i sprzedają je wyłącznie na swój rachunek. Wobec tego Żeromski, ażeby sprawdzić, ile naprawdę egzemplarzy jego książek jest wypuszczanych na rynek księgarski, opatrzył cały nakład wydanej w połowie 1908 roku Dumy o hetmanie zaprojektowanym przez Edwarda Okunia specjalnym ekslibrisem, z numerem porządkowym i podpisem autorskim.
Zacząłem więc poszukiwania pierwszego wydania Dumy o hetmanie. Ciekawy byłem nie tylko ilustracji do całej anegdoty, ale i — ekslibrisu pióra Okunia, jednego z najbardziej utalentowanych młodopolskich rysowników i malarzy, autora głośnych ilustracji do “Chimery” Miriama.
Tym większe było moje zdziwienie, gdy w drugim jeszcze wydaniu udostępnionym przez Polonę natrafiłem na rzeczony ekslibris z parafką samego Żeromskiego:
Lorentowicz na prośbę Żeromskiego zamieścił w “Nowej Gazecie” krótki artykuł, w którym wyjaśnił i uzasadnił postępowanie pisarza:
W wydawnictwie tym autor wprowadza w nasze stosunki księgarskie pożądany od dawna zwyczaj kontrolowania ilości odbitych przez wydawcę egzemplarzy. Jak wiadomo, dotychczas układ autora polskiego z wydawcą polegał na tym, że autor musiał bezgranicznie ufać wydawcy. Zaufanie to prowadziło do rezultatów bardzo znamiennych: wydawca zobowiązywał się np. w umowie odbić 2000 egzemplarzy nabytego utworu, a po kilku latach sprzedaży rewizja urzędowa znajdowała w jego składach 29 000 egzemplarzy tej samej książki!
W odpowiedzi na ten artykuł przedstawiciele czternastu warszawskich firm wydawniczych nadesłali do “Nowej Gazety” zbiorowy protest […].
Awantura zatoczyła dość szerokie kręgi, powstała podpisana przez aż 194 pisarzy Deklaracja autorów, w której domagano się m.in. wprowadzenia “zamiast wymaganego przez księgarzy jednostronnego zaufania, wyraźnego i jasnego zobowiązania obustronnego” — czyli, innymi słowy, ludzkiego traktowania ludzi pióra.
Tymczasem zarząd Związku Księgarzy Polskich zażądał od Lorentowicza przedstawienia konkretnych dowodów nadbijania egzemplarzy i skierował całą sprawę do rozpatrzenia przez sąd honorowy. Lorentowicz przedstawił sądowi świadectwa złożone przez Żeromskiego i innych pisarzy, dotyczące nieuczciwego — ich zdaniem — postępowania wydawców. Sąd rozpatrywał sprawę bardzo długo i dopiero 22 kwietnia 1910 roku ogłosił wyrok, w którym czytamy:
1) że Lorentowicz był uprawniony do podniesienia w prasie kwestii ochrony praw autorskich i, omawiając je w swoim artykule, nie kierował się żadnymi względami prywatnymi, lecz miał na celu sprawę publiczną;
2) że Lorentowicz nie miał prawa, bez należytego sprawdzenia i stwierdzenia autentyczności, powołać się na fakt w rzeczywistości nie istniejący w tej postaci, w jakiej go przedstawił w swym artykule;
3) że gdyby nawet fakt ten był prawdziwy, to Lorentowicz nie miał prawa rozszerzać oskarżenia na wszystkich wydawców polskich.
12
X
2013
#Stefan Zeromski
#Roman Taborski
#Edward Okun
#Jan Lorentowicz
Roman Taborski i jego nieocenione Życie literackie młodopolskiej Warszawy:
W wyniku rusyfikacyjnej polityki caratu trudniejsze się stało — w porównaniu z sytuacją pokolenia postyczniowego — zdobycie przez przyszłych pisarzy młodopolskiej Warszawy odpowiedniego wykształcenia. Prus, Sienkiewicz, Świętochowski i Chmielowski chodzili do polskich gimnazjów, a następnie studiowali w Szkole Głównej — ich młodopolscy następcy byli skazani na rosyjskie gimnazja oraz również rosyjski Cesarski Uniwersytet Warszawski, wprzęgnięty w ogólną rusyfikacyjną politykę, a ponadto jeszcze mający bardzo niski poziom naukowy.
Żeromski i Reymont, dwaj najwybitniejsi przedstawiciele środowiska literackiego młodopolskiej Warszawy, nie mieli — jak wiadomo — matury, nie mieli również matury m.in.: Sieroszewski, Ignacy Dąbrowski, Ludwik Stanisław Liciński i Wacław Gąsiorowski. Żeromski przybył do Warszawy w 1886 roku i rozpoczął studia w Instytucie Weterynaryjnym, wkrótce zresztą przerwane z powodu ciężkiej sytuacji materialnej. Wybór weterynarii nie był oczywiście spowodowany zainteresowaniami przyszłego pisarza, ale prozaicznym faktem, że nie wymagano tam matury, wystarczało ukończenie sześciu klas gimnazjalnych. Edukacja Reymonta ograniczyła się do ukończenia w 1883 roku Warszawskiej Szkoły Niedzielno-Rzemieślniczej — w roku następnym przyszły laureat Nobla został wyzwolony na czeladnika krawieckiego.
Aż się chce zacytować Marka Twaina, który wspomniał kiedyś, że nigdy nie pozwolił żadnej szkole stanąć na drodze swojej edukacji.
03
X
2013
#XIX wiek
#Stefan Zeromski
#Roman Taborski
#Wladyslaw Reymont